Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie, że niepodobna! — potwierdziłem z zapałem i po chwilowej pauzie zaczęliśmy mówić o czem innem.
Garskiemu nie pilno snać było na galowy obiad do przyszłego teścia, bo zapomniał, czy nie chciał pamiętać, że pół godziny, o której był wspomniał, oddawna minęło. Mówił o swoich widokach na przyszłość. Otrzyma w posagu za żoną zameczek w Styryi. Jako dobra, to prawie nic nie warte, ale rezydencya letnia pyszna, w miejscowości wspaniałej, urządzona po książęcemu. Dalej, ma zamiar zostać posłem do rady państwa. Będzie się o to starał, a przy stosunkach teścia niewątpliwie celu dopnie. On zresztą zawsze zamierzonych celów dopina. Odkąd tu przybył, nie spotkało go jeszcze w niczem zupełne fiasco, a najczęściej rezultat przechodził oczekiwanie. I nie jest to wcale ślepem szczęściem, szczęśliwym trafem, jak niektórzy utrzymują. Wcale nie. To wynik teoryi, ściśle w praktyce stosowanej.
— Zamknąć ją można, tę teoryę, w trzech słowach: fakt, cyfra, interes...
— I siła — wtrąciłem.
— A tak — potwierdził śpiesznie. — Fakt, cyfra, interes, siła.
— Jedyne sposoby do stania się Uebemenschem — zauważyłem.
— Niewątpliwie — odpowiedział i z uśmiechem mówił dalej: — Ale jeżeli pan myśli, że zawód Ueber-