Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naszych ideolodzy, stale mają nosy spuszczone na kwintę i po tym rysie niemylnie ich wśród tłumu rozpoznawać można. Garski zaś miał binokle na oczach, fałdę myślicielską pomiędzy brwiami i mówiąc, po książęcemu trochę dzielił sylaby.
— Co nam pan w artykule swoim prawi o etyce wszechludzkiej, o patrzeniu na rzeczy z punktów wysokich, o prawach historycznych, wymiarach sprawiedliwości etc. etc. To do nas nie należy, kochany panie, nie na-le-ży! Na to jest dekalog, są księża, poeci, no... i pensyonarki! My zaś, ludzie pozytywni, gruntowni, nie znamy i znać nie chcemy nic, oprócz trzech rzeczy, któremi są: fakt, cyfra i interes. Niech pan sobie za-pa-mięta! Fakt, cyfra, interes. W tem mieści się polityka, finanse, przemysł, postęp — słowem: cały świat współczesny, cały mo-der-nizm. Resztę, kochanie panie, wszystką resztę z tych trzech atutów, odsyłamy do poematów, do romansów, do konfesyonałów i do... do re-dak-cyj-ne-go kosza...
I niepodobna wyobrazić sobie bardziej wyniosłego i zarazem eleganckiego gestu nad ten, z jakim Garski, wskazując przy ostatnich słowach kosz na papiery, zaokrąglił ramię tuż przed pobladłym nosem ideologa.
Innym razem słyszałem, jak mówił:
— Siła, panie kochany, siła oręża, czy rozumu, czy bogactwa lub sprytu, ale zawsze i tylko siła! To Kolchida, Sezam i katechizm naszego dzisiejszego świata. Reszta — do lamusa przodków!