Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz nagle, w jednem mgnieniu oka rozbiegają się po nich promienie dziecinnej radości.
— Aaa! co to? gęś! Dalibóg, gęś! jaka śliczna!
Przy tym wykrzyku para rąk śniadych i szczupłych wyciąga się ku masielnicy, posiadającej formę łabędzia.
Lecz w tej samej chwili ktoś podaje przez stół posrebrzaną cukiernicę. Hryhorek z iskrzącemi się oczyma woła:
— Ot błyszczy! aj, aj, moje wy mileńkie, jakaż to piękna skrzynka!
Dziewczęta z kwiatami we włosach pokazały mu zblizka gęś i skrzynkę, a najstarszy pan zapytał:
— Matkę może masz dobrą?
Hryhorek zapomina odrazu o fajansowej gęsi i o srebrnej skrzynce.
— Dobra! — odpowiada z zapałem — nie żart, moje wy mileńkie, jaka dobra! Cierpi i cierpi, a żadnem słóweczkiem nie poskarży się nawet przed nikim. Choruje i choruje, a nie naje się nigdy do syta, bo co lepszego, to wszystko dzieciom odda. We dworze ziemię pod len najmuje i żnie albo piele za to dworowi. Taka maleńka, chudzieńka, same, zdaje się, kosteczki, a roboty z niej więcej, niż z dwóch dużych i silnych! Aaa! a toż co u panienki na ręku?
Bransoletkę złotą na ręku jednej z dziewcząt zobaczył i o matce rozpowiadać nie skończył.
— Jak błyszczy!