Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rękach. Najmłodsza wnuczka, w charakterze osoby z całego grona najważniejszej, siedzi na kolanach babki, najstarsza, z powagą małej Pytyi, w parze buchającej od samowara pomaga matce rozlewać herbatę. Dwie młode dziewczyny z włosami pełnymi kwiatów wzięły pomiędzy siebie dorastającego chłopca; drugi, starszy nieco, siedzi naprzeciw i próbuje stroić zazdrosne dąsy. Swawolnik w szkolnej bluzce nie opuścił boku ojca, z którego drugiej strony siedzi przybysz w siwej świtce. Nie chciał tu wejść, prosił, aby pozwolono mu odejść do chaty, zawstydzony, choć śmiały, opierał się namowom kobiet i dzieci, wciąż powtarzając przed progiem:
— Nie chcę! nie pójdę! do chaty pójdę!
Ale siwy pan wziął go łagodnie za rękę i do jadalni wprowadził. Chłopak usiadł przy nim, podniósł na niego piwne, bystre oczy i swoim cienkim głosem, poważnie zapytał:
— Czego wy, panie, śmiejecie się tak do mnie?
Trudno byłoby wyliczyć przyczyny, dla których siwy pan, patrząc na wiejskie pacholę, miał istotnie promienny uśmiech na pomarszczonej twarzy. Całe zresztą towarzystwo bawiło się śmiałością i wielomównością chłopca, który w drodze do domu zdołał już wiele rzeczy o sobie opowiedzieć. Nazywał się Hryhorek, pochodził ze wsi sąsiedniej, miał rodziców i trzy siostry, brata nie miał, do wielu robót był już zdolnym, bronował od roku,