nia się ciał ludzkich na wody kanału; ku wodom tym przecież zwracał się z natężeniem nasz wzrok i słuch.
Księżyc wyrastał nad lasem, aż stanął nad nim okrągły, ogromny, czerwony.
W ciszy, kędyś u skłonu wzgórza, coś zaszemrało pomiędzy sosnami, niezrozumiale zrazu, potem wyraźniej:
— Mamo! Mamo!
Szmer to był, szept, raczej powiew smutny, jednak usłyszała go Czernicka i z krzykiem: „Stasiek!“ porwała się z pomiędzy sosen. Jak cień wysoki i cienki, ze skrzydłem rozwianej chusty za plecami, w czerwonem świetle zlatywła ze wzgórza, i zlatywał z nią razem głos jej zdyszany, wołający:
— Stasiek! A ojciec? Jezu Boże mocny! Co się stało... Ojciec gdzie? Jezu, przez mękę i krwawy pot Twój! Ty żyjesz Stasiek! A ojciec? Co stało się?... Mów...
Ale wysmukły i bardzo blady wyrostek, w szerokim pasie na zmoczonej odzieży, mówić nie mógł. Rękę podniósł do szyi owiniętej szmatą od krwi czerwoną, zachwiał się i w ramiona matki upadł...
Od kanału ukazywać się zaczęły na łące i piaskach, cienie ku nam dążące, z oddalenia drobne, w czerwonawem świetle czarne cienie ludzkie...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
...Jezu, słońce sprawiedliwości, ojcze przyszłego wieku, kiedyż wiek Twój i sprawiedliwość nad światem wzejdą?