Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   67   —

głębi rotowy ogień dłuższy, potężniejszy od poprzedzających.
— To wojsko krzyknęło: hura! Pchnięto do bitwy nowe roty!
Wtem za nami, obróconymi w stronę lasu, głos jakiś donośnie wymówi:
— Módlmy się!
Obejrzeliśmy się wszyscy. Za nami, pomiędzy dwoma cienkiemi pniami sosen, stała Czernicka. Wysoka i cienka, twarz drobną i żółtą wysoko podnosiła ku niebu, i wysoko nad głowę podnosiły się jej ramiona, na których chusta, okrywająca plecy, rozpinała się jak dwa skrzydła, z nici czarnych i żółtych utkane, przeświecone słońcem. Zawołała:
— Módlmy się!
I upadła na ziemię, z ramionami nad głową wyciągniętemi, czoło do mchu suchego przyciskając. Chusta rozłożyła się po obu jej stronach, jak omdlałe skrzydła, i z nad mchu głos silny, głuchem, głębokiem stękaniem podszyty, mówić począł:
— Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas! Chryste z nieba Boże!...
W lesie grzmiało nieustannie.
Kilka osób uklękło, inne zostały w postawach stojących.
W postawie stojącej został naczelnik organizacji, i urosły, urodziwy, ze skrzyżowanemi u piersi ramiony, na tle nędznego drzewa, o które się opierał, podobny był do posągu, w myślach straszliwych skamieniałego. Straszliwe myśli rznęły mu