Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   46   —

Tym sposobem poznawane, wewnętrzne życie obozu budziło uczucie radości, nie wolne przecież od pewnego uczucia grozy.
Kędyś tam, na otoczonej odwiecznemi drzewami, rozległej polanie leśnej odbywały się ćwiczenia wojskowe, nieustanne, pracowite, pilne, mające ochotników nieumiejętnych przemienić w żołnierzy, sztuki swej świadomych. Wzbudzało to dla wodza szacunek powszechny i przy opowiadaniach o jego ciężkiej, niezmiernej pracy, wzbijający się do stopnia czci. Ale zarazem panowała tam karność tak surowa, nawet sroga, że ludzi dotąd sprawom wojskowym obcych, zdumieniem przejmowała. Ktoś tam — młodzieniec zaledwie dorosły — już z rozkazu wodza rozstrzelanym został. Ktoś inny był losu takiego bardzo blizki. Za brak posłuszeństwa. A posłuszeństwo łatwe nie było, nie! Regulamin panował koszarowy, czy klasztorny, z niezłomnem dla każdej godziny przeznaczeniem, z nieubłaganem dla każdego człowieka obowiązkiem, z karami, które u szczytu miały karę śmierci dla każdego, bez względu na to, czy bogaty był albo ubogi, uczony albo prostak, najmłodszy albo najstarszy. Wobec sposobu życia, żywienia się, spoczynków nocnych, pracy wymaganej — zrównanie się doskonałe stanów, umysłowości, przyzwyczajeń. Ujęcie wszystkich woli w żelazną obręcz obowiązku, przeciągnięcie nad wszystkiemi głowami nieugiętej linji równości. I groźby ciężkie dla wszystkich, którzyby tę obręcz przekroczyć, nad tę linję wzbić głowy próbowali.
Ludziom, do wrażeń gwałtownych, do czynów krwawych, do dni surowo spędzanych nie nawy-