Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   31   —

zasłuchane, z ogniami na policzkch, bez żadnej o tem wiedzy swojej mocno ściskałyśmy się za ręce.
Wtem usłyszałyśmy głos Traugutta. Spojrzenie jego z za szkieł okularów spoczywało na nas uważne, przenikliwe, lecz nie surowe; owszem, wewnętrznym uśmiechem rozjaśnione. Do otaczających rzekł:
— Paniom tym w zupełności zaufać można.
A potem do nas:
— Z ufnością powierzamy wam, te, na pozór drobne, lecz w rzeczywistości ważne interesy polskiego żołnierza.
I tak, jak wówczas, po młodzieńczem i entuzjazmu pełnem oświadczeniu właściciela Dziatkowicz, usta rozkwitły mu świeżym, szczerym, perłowym uśmiechem. Snadź uśmiechy na tę twarz surową najłacniej wywołał widok młodości, która nakształt świecy przed ołtarzem, paliła się przed obliczem ideału płomiennie i prosto.
Jeszcze kilka zapytań, odpowiedzi, przestróg, uwag, i uczułyśmy, żeśmy tu już niepotrzebne.
Pociągała nas ku sobie wielka sala stołowa. Nie była już pusta. Kilkunastu ludzi weszło tu z rojnego dziedzińca, i nie trudno było odgadnąć, że znajdowali się pod wpływem wzruszenia, może nawet wzburzenia, które, na wodzy trzymane, objawiało się jednak w szeptach, gestach wyrazach twarzy.
Byli tam blizcy znajomi nasi, towarzysze zabaw i zajęć, krewni. Uderzyła nas zmiana, która w