Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   387   —

niach, mdło oświetlonych przez gwiazdy, widać było czarne posągi uzbrojonych i nieruchomo stojących straży.
Oni dwaj, na siebie wzajem albo na gwiazdy patrząc, rozmawiali o tych czasach dalekich, w przyszłości dalekich, które będą albo nie będą, które, jeżeli będą, wodami ukojenia i oczyszczenia obmyją świat, w których, podobno, miecze mają być przekute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować u boku lwów...
O przyszłości świata, po wiekach walk, zbrodni i mąk, rozkwitłej w raj niewinności, pogody i zgody, mówili z tęsknotą, z zachwyceniem, upragnieniem.
Szeptem cichym marzyli o tym celu przedalekim, ku któremu ręką wrzącą i wieczną płyną marzenia ludzkich głów i serc najwyższych, a niewiedząc nigdy, czy kiedykolwiek rzeka do celu swojego dopłynie. Ach, ból i rozpacz tych marzeń bez ziszczenia, upragnień bez nasycenia, zagadek bez rozwiązania! Ach! niezgłębiony tego wszystkiego smutek!
— Bo, chociaż przedmiot walki najdroższy jest i święty, przelana w niej krew ludzka trucizną w żyły spływa, i rany zadane ranami kładą się na tych, co je zadają. Gniew, ból, śmierć to sępy, pasące się na trupach radości, słodyczy i nadziei ludzkich. Zły ród, przeciw sobie samemu szpony ich wystawiający! Nędzny ród, krótko żyjący, którego synowie nawzajem sobie skracają życie! Nie-