Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   330   —

różnić, co było prawdą, a co tylko wiarą, jeszcze przez żadne zmienne albo zimne usta nie zdmuchniętą.
Dość, że wówczas, kiedy zaśmiałam się, wszyscy się śmieli, kiedy zapłakałam, wszyscy przybiegali pytać: Czego? czego? kiedy oddalałam się, wszyscy wołali: nie odchodź a kiedy zawołałam: przybywajcie! wszyscy przylatywali.
Przez całe przedpołudnie — powóz za powozem, powozik za powozikiem — przed ganek domu zajeżdżają.
Oktunia, zgrabna jak ulana, w amazonce i kapelusiku z piórkiem, jak z angielskiego sztychu zdjęta, konno przyjechała.
Pani hrabina, piękna, silna brunetka, jedną historję tragiczną za sobą, a drugą przed sobą mająca, dziś wyskoczyła z karety, śmiejąc się i czarne błyski dżetów, które suknię jej okrywały, na wszystkie strony rozsiewając.
Inkę matka przysłała wózkiem jednokonnym, przez chłopa w baraniej czapie powożonym.
Niewiele przed południem wszystkie byłyśmy już zgromadzone w różowym pokoju.
Salonik nie duży, do większego przylegający i taki różowy, jak młodość moja. Na różowość młodości mojej poczynały wypływać nieśmiało jeszcze pełzające lub szybko przelatujące chmurki, ale w pokoju firanki u drzwi i okien, obicie na sprzętach, arabeski na ścianach — różowe. Tylko przez dwa okna, z za festonów firanek, szare niebo marcowe i szara mgiełka marcowego deszczyku zaglądały, sprze-