Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   304   —

oddanymi jej zostaną. Kniaź był dla niej uprzejmy, coraz więcej nawet uprzejmy, a przytem roztargniony, czemś dalekiem zajęty.
— Śledztwo jeszcze nie skończone — mówił — bądźcie cierpliwi; gdy śledztwo skończonem będzie, zobaczymy, co z waszymi małymi gierojami robić...
I zaraz o czem innem bardzo widocznie myśleć zaczynał. Nie przywiązywał do postępku dzieci tych wagi zbyt wielkiej...
Może sam braci młodszych, małych jeszcze ma — myślała pani Teresa — albo poprostu serce dobre. Czemużby nie? W każdym narodzie zdarzają się ludzie źli i ludzie dobrzy...
A teraz, ten nowy jakiś przyjdzie... przed samym wyrokiem właśnie. Jakiś czowiek nowy, niewiadomy, nieznany, obcy, może nienawidzący, może okrutny wyrok na Janka i Olka wydawać będzie.
W głowie jej się od myśli tej mąciło i żądło bólu tak w serce kłuło, piekło, że nigdzie długo ustać ani usiedzieć nie mogąc prędzej jeszcze niż zwykle od znajomych do znajomych biegała po wiadomości, po rady.
Wiadomości? jakież? Nikt jeszcze nic nie wiedział. A rady? Jedna tylko była: czekać cierpliwie.
Pani Teresa w gniew wpadała.
— Także rada! Cierpliwą mam być, kiedy mi dzieci w oczach nikną!
Istotnie do nieruchomości i zamknięcia więziennego do napełniającego cele więzienne wiecznego