Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   294   —

głowy pozawracać mogła". A jemu samemu to już i dobrze zawraca się od was w głowie. Nu, ale ja sobie gadam i gadam, a mnie do domu czas! Pozwólcie dowiedzieć się, jak imię waszego ojca?
— Ojciec mój oddawna już nie żyje. Na imię było mu Juljan.
Biedniażka wy! (biedaczka) tak rano (wcześnie) bez ojca zostaliście i... i z taką matką! Nu, tak do widzenia Ino Juljanówno. A kiedy zobaczymy się? Może jutro znów na spacer tu przyjdziecie? I ja przyjdę. Pogadamy sobie i ja znowu na wasze liczko cudne popatrzę. A o której godzinie? U mnie, o tej porze czasu najwięcej...
Umówiły się, że nazajutrz zejdą się znowu na tem miejscu, o godzinie 4-tej, a teraz już nieco późno jest i Ina śpieszy... śpieszy... Coś ją pcha, na skrzydłach niesie ku tej wystrojonej, wesołej kobiecie, która wczoraj mówiła jej rzeczy tak miłe, tak miłe, że aż spać w nocy nie mogła. Jakby jej kto, wśród ciszy nocnej, do ucha szeptał słowa: C'est une déesse! A potem: „o niczem więcej, jak tylko o was, mówić nie może". I jeszcze: Borys! Borys! Kniaź Borys! Ślicznie imię to brzmi...
Zaszeleściła pomiędzy drzewami jedwabna suknia Heleny Iwanówny, inna niż wczoraj i jeszcze ładniejsza, jak srebrne pajęczynki rozwiewały się na kapeluszu jej małe, białe piórka, gdy ujrzawszy Inę, na jej spotkanie biegła. Kaczkowatym krokiem biegła i z uśmiechem radośnym ręce Iny pochwyciwszy, w oba policzki ją ucałowała. Możnaby z powitania tego wnosić, że znają się oddawna i kochają