Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   237   —

bohaterzy, poeci, potęga, świetność, sława; a potem klęski, upadki, niedole, krzywdy srogie, deptanie ludzi, gwałcenie praw boskich i ludzkich — wszystko co niosła z sobą niewola, wszystko czem nęci, zachwyca, jaśnieje wolność... I mógłże tu być wybór? I mogłoż być wahanie? I mogłaż syna odwracać od swoich własnych świętości? I mogłaż doradzać mu podłość, sobkowstwo, tchórzostwo? Nie! tak jak się stało, stać się musiało — i basta! Nie jest wyrodną matką, nikt od Teleżukowej lepiej o tem nie wie, ale nie może też być wyrodną córką, a jest przecież córką ojczyzny tak, jak wszyscy, którzy z łona jej powstali i na niem żyją, są jej dziećmi... I tak dalej, i tak dalej mówiła, prawie, opowiadała, przekonywała, w zapale czasem zrywała się z ławki i w postaci stojącej ramiona rozkładała szeroko, albo w górę je podnosiła, albo ze splecionemi rękoma przed siebie wyciągała. Wtedy, na ścianie kuchenki, małą lampą słabo oświetlonej, powstawał za nią cień jej chwiejący się czarny i patetyczne gesty jej powtarzał.
Aż z twarzą w ogniu od mówienia i zapału zadyszana, umilkła. Ze wzrokiem znieruchomiałym i rozwartemi usty nagle jakoś umilkła. Rozpłomienione jej oczy długo nie widziały dokoła nic, nic, w wewnętrzne wizje swoje zapatrzone, aż nagle zobaczyły, że Nastka spała. Na przedramiona skrzyżowane na stole głowę spuściła i usnęła. Od jak dawna spała, niewiadomo, lecz nie od paru minut zapewne, bo sen jej wydawał się głęboki..
Teleżuk nie spał, ale czy długiej mowy p. Te-