Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   216   —

nigdy zrozumieć nie chciałeś. Ja przecież niczem mamy nie martwię... ja, kiedy jestem w domu, to wszystko co trzeba, robię, choć te wieczne zachody i kłopoty, całe to życie w Leszczynce... Czyż ty, Julku, nie rozumiesz tego? Moje myśli, moje marzenia... Czyż ty tego nie rozumiesz? Mnie trzeba innego życia...
— Ależ rozumiem, rozumiem — przerwał Julek i wstał z ławki.
Po deklamacji nastąpiła deklinacja zaimka osobowego: ja, mnie, dla mnie.
— Ej! nie wysoko, Inko, i nie daleko lecą myśli i marzenia twoje. Nic tu mówienie twoje nie pomoże, bo serduszko twoje uszek nie ma! Chodźmy lepiej na obiad!
Wkrótce po obiedzie Julek braci młodszych zawołał, aby z nim na przechadzkę w pole poszli. Chłopcom, gdy usłyszeli to wołanie, aż oczy zabłyszczały i Olek nagle, jak piwonja zaczerwieniony, do Janka szepnął.
— Może nam co ważnego powie, może nakoniec przekonał się, że my nie... bębny i przynajmniej wiedzieć o wszystkiem powinniśmy.
A Janek z przybladłą nieco twarzą wyprostował się i odpowiedział.
— Może powie, abym z nim szedł...
Olek zatrząsł się cały.
— A ja? a ja? a ja?
Starszy z uczuciem wyższości zrazu na młodszego spojrzał, ale potem coś tkliwego zaświeciło w oczach i ruchem opiekuńczym, niemal ojcow-