Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   152   —

głębi radość, że przyjaciel wysoko postawiony, ten dobry, kochany człowiek, chce kraj ten opuścić i rąk swych użasami temi nie marat'.
Namawiać Awicza, aby spokorniał, zmiękł, wyjawił to, co komisja zapytywać będzie, ani myślał. Wiedział naprzód, że namawianie skutku by nie osiągnęło, a potem nie chciał, aby za cenę choćby życia jego i swego, nie chciał, aby się tak stało. Chętnie tylko w myśli sprawę sobie z tego zdawał, ale czuł bardzo wyraźnie, że gdyby się tak stało, gdyby Awicz upokrzył się, zmiękł, począł wyjawiać, byłoby to dla niego czemś takiem, jak zaćmienie słońca, lub rozsypanie się w proch tych kształtów, któremi zachwycały się jego oczy.
Jednak, pomimo, że z przeprowadzenia więźnia do miejsca posiedzeń komisji nie zamierzał czynić takiego użytku, o jakim przyjacielowi mówił, radość milcząca, ale głęboka napełniła mu oczy, gdy przyobiecaną bumagę wziął do ręki. Schował ją za mundurem u piersi i jeszcze kędyś na kraniec miasteczka poszedł, kędyś dość długo bawił, aż na koniec, godzinę oznaczoną nieco wyprzedzając udał się do więzienia. Wchodząc do celi Awicza, rzekł od razu.
— Jesteś pan wezwany do komisji i ja mam pana tam zaprowadzić.
Na więźnia wiadomość ta wywarła wrażenie przykre. Nie spodziewał się jej; myślał, że śledztwo zostało już ukończone. Ale jeżeli trzeba, to trzeba! Czego ci ludzie chcą jeszcze od niego? Czego się po nim spodziewają? Powinni byli przecież zrozu-