okolicy zebrawszy i u brzegu postawiwszy... Na Niemen! proszę na Niemen!
Nigdy prawie nie widywano go takim pędem biegającego i wykrzykującego z takim zapałem, że mu się aż ruda czupryna na wsze strony rozwiewała i oczy iskrzyły się w zmroku jak u kota. Ale bo też zapraszał teraz wszystkich do swego właściwego domu i wzywał do zabawy, wśród której, jak inni w tańcach i śpiewaniu, celować mógł, przewodzić, dyrygować. Razem z nim na Niemen gości zapraszał Sargas ku wszystkim radośnie się rzucając, skomląc, wyskakując, a co moment pyskiem zwracając się ku rzece i przylatujące od niej wiaterki nozdrzami w siebie wciągając. Dziewczęta pierwsze przyjaźnie odpowiedziały wezwaniu.
— Pływać! pływać! ze śpiewaniem pływać! Panie Michale! Panie Władysławie! Panie Zaniewski! Panie Jaśmont! Panie Bohatyrowicz! na Niemen popłyniem! ze śpiewaniami popłyniem! Na Niemen! Na Niemen!
Tym kobiecym głosom odpowiadały męskie:
— Jestem! idę! biegnę! do usług! A kto z kim? Panno Kaźmiro! Panno Cecylio! Panno Antonino! Panno Mario!
I mnóstwo znowu imion i nazwisk leciało po trawach zroszonych, po ogołoconych ogrodach i przerzedzonych gajach, a nad wszystkimi wykrzykami i odpowiedziami górowało wołanie:
— Na Niemen! na Niemen!
Ktoś w wielkim zmieszaniu głosów potężnym basem nucić zaczynał:
Za Niemen tam precz...
Ach, czegóż za Niemen?
Czy błoń tam kwiecistsza...
A ku rzece, której imię mnóstwem ech rozlegało się po ciemnym borze i szerokim polu, z wysokiej góry, w bladym jeszcze świetle księżyca, schodziło i zbiegało par kilkanaście.
Jan szerokimi krokami ogród przebywał widocznie ko-