Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szula bielała, lecz rysy znikały prawie w półzmroku sionki, śmiał się cichym, w głębi piersi szemrzącym śmiechem.
— Rączki już nadmiar zmęczone, niech już odpoczną sobie, te miłe, śliczne rączki... Do takiej pracy nie wzwyczajone.
Przez drzwi otwarte widać było kuchnię dość obszerną, w której po samym środku siedziała gromadka królików, tak ułaskawionych, że ludzkie głosy i kroki wcale ich nie płoszyły. Tylko w nierozwikłanej tej mieszaninie długich uszu i czarnej, białej, szarej szerści z dziesięć par oczu błyszczało na kształt czarnych paciorek w koralową oprawę ujętych. Przed niewielką kuchenną płytą ogromnym kapturem osłoniętą stała Antolka cała w świetle rozpalonego w piecu ogniska. Złotawe blaski obejmowały jej wątłą, wysmukłą kibić, drobne rysy różowej twarzy i włosy pełne więdnących kwiatów. Stawiając na płycie garnek pełen wody nagle drgnęła. Kanarkowy kawaler wybornie naśladując kukawkę za plecami jej zawołał:
— Kuku! kuku! kuku!
— O Jezu! — zawołała i usta nieco wzgardliwie wydęła, choć w ciemnych jej oczach przebiegły wesołe błyski — czy to pan Michał nic dziś nie zmęczony, że aż tu jeszcze dokazywać przyszedł?
— Ja okropnie zmęczony! oj, oj, oj! jaki ja zmęczony! Chyba mnie panna Antonina usieść przy sobie pozwoli, bo jeżeli nie, to tak zaraz, hrym! i z wielkiego zmęczenia do nóżek padnę!
— Nie zapraszam i nie zabraniam — uśmiechnęła się dziewczyna — tylko ciekawość, dlaczego pan Michał na wieczerzę do domu nie idzie. Czy to pan zwykle wieczerzy nie jada?
— Kiedy ja biedny człowiek jestem, sierota bezżenny, i nie ma dla mnie komu wieczerzy gotować!
— A ciotka?
— E! jaki tam smak w ciotczynej wieczerzy! Ja tu przy-