Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mąż mój! On zajęty... nietowarzyski... zawsze tylko o gospodarstwie swoim i o interesach...
Przerwała i zwróciła się do Teresy Plińskiej, która w tej chwili z zachwyceniem przypatrywała się błyszczącym binoklom w cieniu siedzącego gościa.
— Tereniu, daj mi trochę wody i proszek bromowy, bo czuję nadchodzący globus.
Teresa poskoczyła ku toalecie i w mgnieniu oka podała towarzyszce żądane przedmioty. Pani Emilia delikatnie, z wdziękiem ujęła jedną ręką kryształową szklankę, drugą proszek zamknięty w dwu okrągłych opłatkach i tłumacząc się jakby z czynności, której dokonać miała, do nowego sąsiada rzekła:
— Globus hystericus... dokucza mi bardzo... szczególniej kiedy się czymś wzruszę... zmartwię...
Tu połknęła proszek. Miała tyle powabu i gracji przy połykaniu lekarstwa, ile jej ma wyćwiczona tancerka w przybieraniu zalotnej pozy. Jednak widać było, że cierpiała naprawdę; ręką dotykała piersi i gardła, w których czuła nieznośne duszenie.
— Czy świeże powietrze ulgi pani nie przynosi? — ze współczuciem zapytał Różyc. — Może pani okno otworzyć rozkaże?
— O, nie, nie! — z żywym przeczeniem zawołała cierpiąca kobieta. — Ja się tak lękam wiatru, ciągów, słońca... Od wiatru dostaję zawrotu głowy, od ciągów newralgii, od słońca migreny... Tereniu, podaj mi, proszę cię, toaletowy ocet...
Kirło cały nad nią schylony z czułością szeptał:
— Cóż? czy lepiej trochę?... dusi ciągle?... może przechodzi?
Teresa podając ocet schyliła się też nad towarzyszką:
— Początek migreny? prawda? Mój Boże! i mnie także zaczyna głowa boleć...