Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta z obwiązaną twarzą wtrąciła:
— Justynka ma śliczną figurę... Ja jej zawsze figury jej zazdroszczę...
Błyszczące binokle szybko zwróciły się ku niej.
— Pani mówi? — cedząc nieco wyrazy zapytał gość.
Może pani Emilia uczuła niewłaściwość odezwania się swej towarzyszki, bo szybko wtrąciła:
— Tereniu, nie przedstawiłam ci jeszcze nowego sąsiada naszego... Gdy był u nas po raz pierwszy, leżałaś na migrenę czy flukcję... Pan Teofil Różyc, panna Teresa Plińska, towarzyszka moja, niegdyś nauczycielka mojej córki, gdy była ona malutką... Wszakże to drugi raz dopiero mam przyjemność widzieć pana w domu naszym?
— Tak pani — z wytwornym ukłonem odpowiedział zapytany — i winszuję sobie, żem w tej pustej okolicy znalazł dom taki, jak państwa. Zawdzięczam to panu Kirle, który mię pod tym względem oświecił...
— Pan Kirło jest w każdym wypadku najlepszym sąsiadem i przyjacielem naszym.
— Ja, pani, jestem zawsze najlepszym z ludzi i tylko... zapoznanym.
— W domu naszym przynajmniej znajdujesz pan najzupełniejsze uznanie...
Kirło ukłonił się z galanterią i wdzięcznością, ale dodał:
— Nie u wszystkich, niestety, mieszkańców tego domu...
— Ależ nie! u wszystkich! któż by?...
— Panna Marta, na przykład, nie uznaje mię... — z komiczną żałością skarżył się Kirło.
— O, Marta... Ona taka biedna... zgorzkniała... popęddliwa...
— Panna Justyna...
— O, Justynka! ona tak jest oryginalną...
— Mąż pani...