Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sam Euriloch ostrożny za próg się nie kwapił,
On się jeden zdradnego napoju nie napił,
Gdy więc ani sam nie śmie do swych towarzyszy,
Ani z dziwnego domu wychodzących słyszy,
Wrócił do Ulissesa; ten za miecz porywa,
I gniewem rozżarzony do Cyrcy przybywa,
Śmiało wychylił napój dany od bogini,
Lecz gałązką dotknięty mieczem groźby czyni,
I gdy nakoniec wszystkie przezwyciężył czary,
Mężów zyskał odklętych, i hojne wziął dary.
Straszna droga zostaje, bo nie wróci wprzódy,
Do domu, nim Stygyjskiéj niezobaczy wody,
By od Tyrezyjasza odebrał przestrogi,
Któréj się trzeba chronić, któréj trzymać drogi;
Tak się smutny zapuścił w Cymeryjskie kraje,
Przy których niezmierzony Ocean ustaje,
Te miejsca wiecznéj nocy cienie przyodziały,
Ani tam ludów kiedy pokrzepi dzień biały,
Ni gdy słońce na Olimp gwiaździsty się wznosi,
Ni gdy pod ziemię wraca na lecącéj osi.
Tu gdy przybył, dwie czarne wnet owce wybierze,
I bogu Stygijskiemu poświęca w ofierze.
Aż oto, kiedy ciepłą krew bydląt poczuły,
Zwabione cienie z ciemnych gajów się wysnuły,
Równie chmura szarańczy niszczycielka kłosów,
Czarno pędzi i jasność zaciemnia niebiosów,
Napatrzyć się tam było najstarszych rycerzy,
I tych co u Skamandru polegli nadbrzeży,