Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I naszéj biała Ceres nie wzgardzi ofiary,
Gdy jéj w wieńcach kłosianych żniwne niesiem dary,
Podobnie, kiedy latem dojrzeją ogrody,
Wynalazcy w dań winne poniesiem jagody,
Mleko Pales, a Pryap owoce przekłada,
Ten sadów opiekunem, ten stróżem jest stada,
Wspomnęż Nimfy, którym straż gór i rzek oddana,
Wspomnęż Fauna szybkiego i koziego Pana?
Wszystko nam równie święte; czy bóg, czy bogini,
Radzi darom jak tuszę, które rolnik czyni,
A za ubogie śluby oddając nagrody,
Lub siewy jego plenią, albo mnożą trzody.
Ty rolniku! już snopy znaszaj na klepiska,
Niech ziarno nieustanną cepą bite pryska,
Póki sprzyja Boreasz, zimnem ścięte wody,
A drogę ugładzają i śniegi i lody,
Teraz czas do okrętów zdatne ścinać drzewa,
Choć Satyr ugniewany twą pracę pośmiewa,
A skoro wolna Wisła z gór wodą wzmocniona,
Twardo ciężącą zimę na wiosnę pokona,
Niech się puszczą Cererą bogate komiegi,
By nieść życie zamorcom na bałtyckie brzegi,
Już one nie powrócą, dość będzie gdy pieszy,
Flos ze złotem za zboże do domu pospieszy.
I ty Merkury naszéj pobłogosław pracy,
Bo jak mówcy, tak ciebie żądamy wieśniacy.