Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ELEGIA  XIII.



Łan ojczysty obsiewam, bądź mi dworze zdrowy!
Zwodne twe obietnice już wyszły mi z głowy,
Wolność u mnie nad perły, czysty strumień w polu
Milszy od Libijskiego bogactwa Paktolu,
Obcych skinień nie słucham, w drzwi się nie napieram,
Ani pleców za miękkich o ściany wycieram,
Bezobiednim godzinom niezłorzeczę z głodu,
Ni się dla kogoś w tłumie dobijam przechodu;
Do cudzéj woli mego czasu nieprzyprawię,
I jak je myśl przynosi tak godziny trawię,
Więc albo Sokratesa wartuję rozmowy,
Które uczą i serce i umysł mieć zdrowy,
Lub słucham pieni, jakie Sarmata wywodzi,
Których głos miękki łatwo z Latyńskim się godzi,
Ani się wstydzę drobne jagnięta hodować,
Gorzéj u mnie, u pańskiéj klamki gdzieś pocztować.
Rolnik pokarm żołędzi na lepszy zamienił,
Pola żniwami okrył, sady rozzielenił,
Wprzód był rolnik, nim zamki na górach osiadły,
Bez niego wieżonośne miastaby upadły,
Z tąd żołnierzy nawykłych upałów i zimy,
Z tąd konsulów surowych na tronach widzimy, —
Jeśli skała Tarpejska u Jowisza cenna,
A gród cekropski Pallas zaszczyca wojenna,