Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak młodzian gorejący, gdy zwodnica miła,
Z osłonną przybyć nocą tajnie się zmówiła,
Upornie świecącemu słońcu wciąż złorzeczy,
Sądzi że one samo szczęściu jego przeczy,
I już snami się łudzi gdy południe grzeje,
Ledwo pierś objąć zdoła przestrone nadzieje. —
Już się i słońce stacza, zwiastują się zorza,
Wybrnęły nocne konie z zachodniego morza,
A zdrajczyni nie przyszła, w utrapionéj ciszy,
Za wietrzném drzwi ruszeniem przychodzącą słyszy,
Pola głuchość zaległa, już się las zamroczył,
Sen na czołach znużonych swe skrzydła roztoczył,
On sam czuwa; nadzieja wierna sny odgania,
Lecz i ona z obawy już bliska skonania, —
Tak zemną Stanisławie! tak i ja niszczeję,
Żywiąc twém obiecaniem drażniącą nadzieję,
Ach! wybadaj myśl skrytą i natrąć królowi,
Bo nie nic ofiaruje, kto wcześnie odmówi.