Przejdź do zawartości

Strona:Edward Słoński - Wiśniowy sad.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W BEZBRZEŻNĄ DAL...

Wsłuchany w pieśń, w bezbrzeżną idę dal
zgubioną w mgłach ścieżyną,
a u mych stóp po grzbietach modrych fal
zerwane lilie płyną.

I słońce gra, i tęczy barwny łuk
na modrych falach kładnie,
a fala drży... to przyjdzie do mych nóg,
to w nurtach gdzieś przepadnie.