Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko, przy miedzach i od drogi daje broźne, głębokie, zaraz dojedziem do drugiej jego płoski, sam pozna. A weźmy Babiatego: toż tu żyto siane jak dla wróblow, niedobronowane, miedza ponadżerana, prawdziwie babskie oranie. Każde pole podobne do gospodarza, a gospodarz do pola. I chaty, i chlewy, i krowy, i koni do gospodarza podobne. A gospodarz do nich.
Smurgiel nie rozumie, jak chata może być podobna do człowieka. A może, może tłómacze, Dunaj jak odkupił od Domina łąke, co, nie pogrubiał? Pomalej chodzi, grubiej gada, jakiś ważniejszy. A Domin ścieniał, i wszystko u niego chudsze: kobyła, krowy, stodoła. A na sokora ty już właził? pytam sie, bo mijamy.
Właził, ale tylko do gałenzi z guzem, przyznaje sie.
E, to gowno ty widział. Kościoła w Surażu nie widział?
Nie.
Jak wleziesz do tej gałenzi co jemioła, o, wtedy zobaczysz. A jak wleziesz na sam czubek, może i zobaczysz cerkiew w Rybołach: ale to musi być niedziela i po obiedzie, żeb ze słońcem patrzyć, kto ma dobre oczy, może dojrzyć.
A miasto też widać
Białymstok? Nie, za daleko.
Akurat wjechali my na kurhan i popatrzył ja sobie na stare chwoje i rosochaty jełowiec. Kobyła zwolniła, zmęczyła sie wciąganiem. Z drugiej strony mogiłki sie zaczeli murek