Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracać sobie głowy złotym koniem i świętymi patronami, kto chce mieć cukru do syta, smalcu, kiełbasy, niech robi to, co przed nim mądrzejsi robili, zrobili i żyjo dziś w dostatku bogato, po pańsku. A wiecie od czego oni zaczynali? Od szkół i elektryczności! I w tej sprawie my przyjechali: w sprawie szkoły i w sprawie elektryczności. Prosze bardzo pani Jolu, niech pani powie pare słów o szkole.
Wstaje panienka z włosami rozpuszczonymi jak u kózytki, wstaje i dopieroż widzim jaka wysoka i cienka, gloria nad gloriami! Opowiada, że po niedzieli zacznie sie w tej izbie nauka czytania i pisania dla dzieci od lat siedmiu do czternastu obowiązkowa, dla starszych jak kto chce, wolna wola. Książki i zeszyty i tablica przywiezione łodzio, ale jeszcze potrzebna jest pomoc wioski w sprawie sali, opału, ławek i kfatery dla niej, bo ona tu zostanie. Poopowiadała trochu, jakie dziś czytanie ważne: nie umieć czytać, to gorzej niż bez nogow, bez czytania nima co w świat ruszać, a ona radzi każdemu zobaczyć trochu świata: cuda dziejo sie na jawie większe niż bajarze wydumywali.
Uczycielka siada, wójt zaprasza iżyniera niech powie o elektryczności.
Wiem, mówi iżynier, ołówkiem pstryka w palcach, kręci, błyska, wiem, że wam przez to bagno do świata daleko, ale chibaż każdy choć raz w życiu był w Łapach a może i w Białymstoku? A jak był, to na pewno widział