Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten duch przychodzi: z piekła, z czyśćca? Bo chibaż nie z nieba! Za kare czy z łaski?
Tego nie wiem, tłómaczy sie Grzegorycha, on nic gadać nie chce skąd, za czyjo łasko, ile razy jeszcze przydzie. Tatko rozciekawili sie bardzo: Ej, Grzegorycha, a sprobuj ty wypytać jego, czy on tam moich ojca matki w czyścu nie widział? Ciekawe, odpokutowali już czy cierpio? A wybadaj ty jego jakoś, pódejdź po babsku: wypytaj, co z Litwinowym Ceśkiem, co z Orelowym Kaziukiem, co z Wrono co pod wierzbo zamarz: dzie oni, w niebie czy jeszcze w ogniu sie męczo?
Grzegorycha wzbrania sie, że Grzegor ich nie zna, toż na bagno przywendrował, jak tamtych już dawno nie było. A dopytać sie nie da rady, w czyścu rozmawiać nie możno, gębe sie odmyka tylko abo modlić sie, abo jęczyć od ognia, smoły, obcęgow.
Już ty lepiej o nic jego nie wypytuj, radzo Szymon Kuśtyk, nie zadawaj sie ty Helka z nieczysto siło. I Broń Boże nie dopuszczaj do siebie: Jeszcze sie jakie diablenta porodzo, pilnuj sie kobieto!
A durny Filip klepie sie po kolanach, miny stroi, rękawami śmiech zatyka.
Szymon radzo co ma Grzegorycha zrobić, żeb odczepić sie od nieboszczka: Ty nie czekawszy, choćby i tej nocy, weź kołek osinowy, zaciesaj, zaostrz na igłe i w łóżku, jak on tobie zaśnie i rozdziawi sie, wsadź kołek w gębe i obuchiem raz dwa przebij na wylot! I zobaczysz,