znaleść, wyszczupać, a nuż jeszcze jajko niezgubione?
Szukamy bezogoniatej. W sieniach jej nima. Po gumnie kury chodzo, siódemka, kogut ósmy, ale jej, kusej, nima! Pietuch popatrzył na mnie gniewnie, rozłoszczony, że sie przyglądam: zagregotał, czerwona podgarlina rozmajtała sie jemu i raptem caps białe za czubek, przydusił, wypietuszył, zeskoczył i popatruje sie na gospodarza okiem, to tym, to tamtym, chwata rżnie, szyje jak koń wygina, pręży. A na pewno had wie, dzie tamta jest, kusa, wie had, ale czy powie? Gadać z nim nie moge, ale nogo dać moge: zachodze jego, zachodze, pietuch odstępuje, ale hardo, po troszku, tyle co ja podejde. A grzebieni poczerwienieli, a zły, a gregocze jakby szczekał. Ożesz ty! machnoł ja nogo, ale na pusto: kogut łopotnoł skrzydliskami i odskoczył i rozgregotał się mściwie, obrażalski, psiakrew.
Za stodołe wychodze: pusto, ani kury, ani jajka. Tylko jakiś ryjek wysunoł sie z norki, może pilch, szczurek abo myszka, coś niedużego: oczki błysneli i schowało sie. Przydeptał ja nore pięto, co ma psiamenda pole ryć, i wracam na gumno. A może lis abo jastrzomb zabrał jo, bezogoniate, pytam sie Handzi, a wode ze studni brała. Nie, nie porwał, niedawno dziobała owies w sieniach.
A może sie zniosła u Michałów? Pójde zobacze.
Obchodze chate wkoło i patrze po Michałowym
Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/28
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.