Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podwórzu, czy bezogoniata nie przywendrowała. Nie widać. A może w sieniach? Sieni Michałowe przybudowane z deskow. Zaglądam: kury dziobo kartofli w korytku, bezogoniatej nima między nimi. Ha, może w koszu siedzi?
A kto tam po naszych sieniach łazi! słychać z chaty i Michalicha, bratowa, wyglonda. Odpowiadam, że kury szukam, tej bez ogona, nie przywendrowała do was?
Michalicha pódłoge zamiatała. Do nas? Prostuje sie i pód boki sie bierze: A co to ja od waszych kur pasienia? A może jeszcze powiesz, że ja wasze kure przywabiała, co? Że chciała ukraść?
Nie, nie bratowo, ja tylko jajka szukam, zginęło.
Nu widzicie! On złodziejke ze mnie robi, ja im jajko ukradła! I Michalicha z miotło następuje: Szkoda że Michała ni ma, syczy, oj dałby tobie, dziable kostropaty!
Wtem słychać stukanie w ściane i głos przez deski: Chodź Kaziuk, jest kura, chodź!
Michalicha następuje z miotło, zaraz chlapnie mnie po głowie, ja ręke podnosze dla osłony i raptem hyc do sieniow: dżwi przyciskam i przez dżwi, przez dziurke od zamyczki sycze do środka: Michalicha, nogo spycha, Michalicha, nogo spycha! Niewiadomo co to znaczy, ale wiadomo że jo złości: wali ona kułakami w dżwi, ech jak bardzo chciałaby mnie miołto