Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A te maszyny? pytam sie: podobno żyto końmi już koszo!
Żyto końmi? dziwujo sie tato: Konia w dośpiałe żyto wpuszczajo? E, to chiba dzie u Niemcow.
Nie u Niemcow! Dunaj widział za Surażem!
E, u nas ludzi na to nie pójdo, przepowiadajo tatko.
Uczycielka siedzi smutna, na nas spogląda litościwie. Aż jo Handzia bierze w obrone, czy to pani temu winna? Żeb wszystkie byli takie jak pani, nie byłob strachu.
Ucinam: Tu o pani uczycielce sie nie mówi.
A dlaczego niby inni majo być gorsi ode mnie, pyta sie ona.
Drugiego dnia gieometry chodzili od palika do palika z blaszano taśmo: mierzyli i zapisywali. To samo trzeciego. Tego dnia uczycielka wrociła od Dunajow grubo po zachodzie.
Czwartego wyszli z maszyno: trzy długie nogi miała, na wierzchu pudełko z lornetko. Stawiali nad każdym palikiem i celowali, nazad i do przodu, na czerwone tyczki w białe paski: trzymali tyczki Dunajowe chłopcy. Młody celował, stary zapisywał i coś podliczał. Tego dnia uczycielka siedziała u Dunajow może do północka.
Piątego dnia też chodzili z maszynko. A wieczorem młody zaszed do nas.
Dzień dobry, ja do pani Joli, mówi i idzie przez zapiec jak nie przez zapiec, jak nie przez chate, ale przez droge, pole, na nas ani patrzy,