Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochu, ale tylko wróciła sie, zaraz przylatuje za nio Grzegorycha.
Nieprawda, nie uciekli! powiada, a prawie płacze, babsko z Grzegorychi prędkie, jak rozchodzi sie strach z nio zadzierać. A teraz rozpaliło jo nie na żarty!
Nie uciekli! Tylko noco, jak Dunaj przyśli powiedzieć, że zameldujo na posterunek w Surażu, oni, święte, wstali obuli sie, odzieli i naradzajo sie co robić. Idziesz z nami, pytajo sie Pietra. On mowi: Nie, z Helko zostaje, gospodarzem bede.
A Pan Jezus: Znowuś chcesz mnie opuścić?
A Pioter: To wy mnie, Panie, opuszczacie. Zostańcie z nami, bedziem sobie dożywać jak zwyczajne ludzie!
A Pan Jezus: Oni mnie znowuś ukrzyżujo!
A Pioter: Nie bojcie sie, ja was obronie!
A Pan Jezus: Nu dobrze, ale co potem? Ziemie mam orać?
A Pioter: Czemu nie? Ziemie.
A Matkaboska: O tak, synku, tak, i mnie chce się żąć, len pleć, krowy doić, zostańmo sie!
A Pan Jezus: E, jaż nie na to po ziemi chodze, żeby w niej ryć sie, toż ja nie Chłop Jezus, ale Pan Jezus.
A Pioter: To panem doktorem bedziecie, toż umiecie leczyć, uzdrawiać.
A Matkaboska: O tak, doktorem synku, doktorem, a ja przy tobie akuszerko!
Ale Pan Jezus usiad na pieńku i jak to on, głowe renko podper i zadumał sie smutny jak