Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiada uczycielka i do Ziutka sie odwraca: Jak sie nazywasz?
On oczy kułakiem zatyka.
Nie wstydź sie, mówi ona. Ile masz lat?
Chłopiec fajt, obrócił sie do niej tyłem i w kątek sie wciska, Handzia bach jego po zadku, bach drugi raz: Co ty, dziki? Gadaj jak pani sie pyta.
Ona pogłaskawszy główke pociesza jego, żeby sie nie bojał, my sie jeszcze polubimy, mówi. Dunaicha odmykajo drzwi na chate, pokaż Handzia pokoj panience, mówio, kfaterować u was bedzie. Wchodzo, wchodzim, uczycielka rozgląda sie, a dzie spojrzy, nasze oczy za swoimi ciągnie. Tak oglądnęli my łożko, na łożku poduchy, na poduchach poduszki, na poduszkach poduszeczki, obraz Matkiboski pocentkowany, ławe, kuferek, szmatniki na podłodze.
To pani tkała, pyta sie uczycielka i Handzia czerwienieje, na nas patrzy, nie wie, czy przyznawać sie, czy nie.
Ładne, mówi uczycielka.
Naprawde?
Bardzo ładne.
Dopieroż pochwalona, przyznała sie Handzia, że to jej robota: Ja tkała mowi.
I teraz jak tak stojo koło siebie, baba przy babie, teraz ja widze, jaka różnica między uczycielko a żonko! Jak brzoza przy stogu! Rózga i kopica! Jak konopka, konopielka i jak kapusta. Aż sie widzi, co by było, jakby tak