Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedziała jéj, iż usłyszała w głębi swego serca głos ukryty, mówiący: „zdążaj wyżéj.” Poszła za głosem natchnionym i nigdy mu się nie przeniewierzyła. W wysokiém położeniu, jakie jéj przypadło w udziale, zawsze miała go w pamięci, on był jéj kierownikiem, osłodą i wsparciem.
Jakaż to różnica pomiędzy podobném dziewczęciem a zamarłemi duszami, o których pisze jeden z doktorów: „Niéma dla mnie nic trudniejszego, jak zrozumiéć pewien rodzaj panien. Przepędziłem czas jakiś z dwoma takiemi okazami. Miały one przeciętną zdolność obserwacyi, rozumienia i uczucia. Wychowanie odebrały kosztowne, do kościoła uczęszczały regularnie, nic nie zdawało się zapowiadać w nich idyotek. Matka ich była umierająca i nieraz zwracała ku nim smutne spojrzenia, oczekując jakiego dowodu miłości, współczucia, ale one tego nie pojmowały i myślały tylko o sukniach, będących w robocie. Przyzwyczaiły się do jéj miłości, choroby, nawet do blizkiéj śmierci. Przechadzałem się z niemi po wspaniałym lesie, przy blasku gwiazd; nie pojmowały piękności tego widoku i sprzeczały się o jakieś przybranie kapelusza. Przyzwyczajone były do lasu i nocy. Jedyna rzecz, do któréj się nie przyzwyczaiły nigdy, to wstążki, gazy, materye. Byłem z niemi w kościele, kiedy rozlegały się potężne dźwięki Te Deum, które przez tyle wieków wznoszą serca ludzi do Boga. Spoglądały na siebie śpiewając i wskazywały sobie wzajem fason okrycia w przyległéj ławce. Doktór obecnie mierzy temperaturę chorego ciała i jeśli znajduje ją niższą od pewnéj normy, wie, że śmierć już dotknęła serca. Tak i ja, znajdując tak nizką temperaturę słów,