Strona:Edward Boyé - Sandał skrzydlaty.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sprawia zwid korsarskiego na rafach okrętu,
Zdobycz pereł, tonących pod wód taflą śpiewną!

Po przetrwaniu żywiołów i lądów odkryciu,
Śmierć taka niespodziana i ciężka zaiste,
Jakgdyby nadaremnie bandery gwieździste
Tak długo z dumnych masztów urągały życiu!

I już nie zdrada boli, lecz to, że się próżno
Męczyło, wyniszczając wszystkie serca władze
Dla ironji szatanów, przez piekielną sadzę,
Patrzących na człowieka doczesność podróżną!

Prawa życia są twarde... a jam już zrozumiał
Wszystko, ach! i wszystkiemu przebaczyłem w świecie,
Nawet myśli o jadzie trucizn i sztylecie
I sandał u stóp wrogich zawiązać bym umiał.

Dlatego też żadnego do cię nie mam żalu
Nie staję wpoprzek drogi. Idź! i żyj szczęśliwie!
I niech ci nowe kłosy falują na niwie
I nowa miłość kwitnie na twych ust koralu!

Sam ci wszakże otwarłem bramy i do ręki
Podwiodłem najszybszego z swojej stajni konia,
A na siodło rzuciłem róż cudownych pęki,
Byś jeno zapach czuła w ucieczcie przez błonia!

Szczęście jest sprawiedliwe! I zawsze i wszędzie
Każden do swego szczęścia ma bezwzględne prawo,
Choćby przytem ktoś drugi marł w jesień złotawą,
Nie wierząc, hej niewierząc, że odkwitać będzie!

...W szpalerach liście szumią!.. Październik je ciska
Z gorączkowym pośpiechem na grób Persefony,