Strona:Edward Boyé - Sandał skrzydlaty.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwątpienia mrokiem wykarmione
Na Cheronejską dal,
Powloką wizję Maratonu
I beznadziejny żal.

Wtedy Thanatos, bóg śmiertelny,
Z głębi letejskich wód,
Poda Ci napój niepamięci,
Byś obmył wstręt i brud

Na Empirejach kwitną pono
Stubarwne kwiaty róż!
Porzuć cierpienie!... Laurów niema,
Laury powiędły już!

O Thanatosie! Słowa twoje
Przedziwny mają czar!
Lecz ja nie pójdę stąd... nie pójdę,
W krainę zjaw i mar.

O Thanatosie!... Jakaś wiara
Pulsuje w młodej krwi,
Mimo że, może ach! z tej wiary,
Ktoś śmieje się i drwi.

Mimo, że rozum doświadczenia
Przeczuciom zadał kłam.
Wierzę, że idą ku mnie Niki,
Od Olimpijskich bram.

Wierzę, że skrzydła srebrno-białe
Wzlecą, gdy przyjdzie czas,
Olśniwszy gwiazdy Empireju,
Pięknością ziemskich kras.