Strona:Edward Boyé - Sandał skrzydlaty.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poezjo, która stajesz przy urnie popiołu,
Z skrzydłami złamanemi dłonią Persefony
I róże serca zmieniasz w blade anemony,
I cień śmiertelny dajesz memu czołu!

Poezjo! Święta wróżko walki, krwi, zachwytu,
Ty, coś miała radosnym, przebujnym wykwitem
Iść w życie ścieżynami, między źrałym żytem,
Jak żniwiarka, na którą pada rosa świtu.

Śniliśmy Cię z dłoniami spalonemi latem,
W winogradowym gąszczu swych męskich południ,
W kwiatach, wieńcach, owocach — u grającej studni,
Między uczuć błękitem, a żądzy szkarłatem!

Po bladolicej złudzie i klęskach na jawie,
Po pierwszych niepokojach, przeczuciach i błyskach,
Wśród marzeń o natchnienia gwiezdnych wodotryskach,
I po pierwszej chłopięcej w świat Chimer wyprawie:

Śniliśmy Cię, śniliśmy, jak wolność i burzę,
Jak orła, co pręt klatki kiedyś przecie skruszy
I nad ludzkim motłochem bez serc i bez duszy
Białych skrzydeł pióropusz rozpostrze ku górze!

O poezjo bez maski! Zwarta, silna, naga!
O Walkirjo z rycerskiej patrząca Walhalli
Na stos serc, na wał trupów, na odbłyski stali,
Gdzie fanfara surm złotych cichnie lub się wzmaga!

Śniliśmy Cię, jak młodzi, dumni kondotjerzy,
Najmici słońc i władzy tyrańskiej zaprzańce,