Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kolejno doktór Wicherski, który pod swoim kierunkiem miał laboratorjum bakterjologiczne wyspy, wprowadzał ich w styczność z tymi uczonymi.
On to oprowadzał ich po wyspie, zapoznając z urządzeniami, objaśniając cuda techniczne, na niej nagromadzone.
Henryk, jako inżynier, interesował się niemi wielce i to z entuzjamem niekłamanym. Wawrzon przyglądał się wszystkiemu również z zaciekawieniem, badawczo, lecz jednocześnie, jako umysł refleksyjny, ciągle myślał o sposobie wydobycia się z tej wyspy, wprawdzie pełnej cudów, lecz zarazem będącej dla nich przykrą niewolą, zamykającą ich działalność w ciasnym obrębie jej granic.
Na zwiedzenie wyspy wybrali się po obiedzie, przyczem Henryk wyraził zdziwienie, że chociaż, według zegarka, powinna tam już panować noc, widno było wszędzie jak w dzień.
— Zawdzięczamy to — odrzekł mu doktór Wicherski — specjalnemu systemowi lamp elektrycznych, imitujących zupełnie światło słoneczne. Dzięki umiejętnemu zastosowaniu reflektorów światło to opromienia jednakowo wszystko, tak że, gdy wokoło panuje noc ciemna, u nas zawsze jest dzień, zawsze widno.
Skończywszy obiad, wyszli. Przechodząc między szeregiem budynków, z których dobiegało głuche warczenie maszyn, doszli wreszcie na brzeg morza do olbrzymiej grobli.
Dziwnej była konstrukcji. Zbocza jej nie były zbudowane z ciosanych kamieni, jak zazwy-