Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Starzec zmieszał się, namyślał przez chwile, wreszcie odrzekł:
— Nazywajcie mnie doktorem Wicherskim...
I spiesznie, jakby chcąc uniknąć dalszych rozpytywań, poprowadził ich korytarzami wdal, do olbrzymich gmachów, w których wrzała praca gorączkowa.
Minęli parę zabudowań i wreszcie zatrzymali się około jednego, rozmiarami swemi i kształtem wielce różniącego się od innych.
— Oto tu właśnie jest wydział pańskiej pracy — rzekł doktór Wicherski, zwracając się do Henryka — zaraz przedstawię pana zarządzającemu wydziałem mechanicznym, inżynierowi Johnowi Rockfoss.
Po schodach weszli do obszernego przedsionka, skąd z jednej strony drzwi prowadziły do wielkiej hali, zastawionej maszynami, będącemi w biegu, przy których uwijały się jakieś ciemne postacie ludzkie, z drugiej zaś strony wiodły do obszernego pokoju, zastawionego stołami z rozłożonemi na nich rysunkami i planami, pod ścianami zaś stały modele maszyn przeróżnych.
Doktór Wicherski, zapukawszy uprzednio do drzwi, wszedł do pokoju wraz z Wawrzonem i Henrykiem.
W pokoju tym zobaczyli zajętego pracą średnich lat mężczyznę, suchego, zawiędłego, o energicznej, wygolonej zupełnie twarzy.
Wawrzon i Henryk poznali w nim jednego z uczestników wczorajszej uczty.
— Profesorze Rockfoss — rzekł Wicherski po esperancku — z polecenia zarządu ten oto młody człowiek oddany zostaje do twojej dyspozycji.