Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przez ciała obydwóch przyjaciół przebiegł dreszcz. Wraz ze słowami temi zdało się im, że lodowate tchnienie śmierci powiało nad ich głowami.
Wszystkie postacie, siedzące wokoło stołu, pochyliły głowy, jakby potwierdzając słowa swego przewodniczącego.
Wawrzon z Henrykiem zamienili spojrzenia. Widniało w nich pytanie: co robić? Czy składać ową przysięgę, której złamanie groziło im śmiercią? Czy też odmówić jej złożenia?
Lecz i w tym wypadku nie ujdą śmierci, jeszcze straszniejszej śmierci, bo w zamknięciu, w więzieniu.
Złożenie przysięgi, choć da im względną wolność, uczyni ich więźniami na większym obszarze tej krainy, na której brzegi losy ich wyrzuciły. Zresztą przysięga, złożona pod naciskiem, nie może być ważną.
Z błyskiem determinacji w oczach podnieśli do góry głowy i odrzekli:
— Zgadzamy się, złożymy przysięgę.
Wtedy przewodniczący wziął do ręki księgę i uroczystym głosem rzekł:
— Powtarzajcie za mną słowa następujące:
„Na honor nasz i na wszystko, co mamy najświętszego i najdroższego, przysięgamy wykonywać prawa, w krainie tej obowiązujące.
„Przysięgamy nigdy i nikomu nie zdradzać tajemnic, które tu dostrzec zdołamy.
„Przysięgamy wszelkiemi siłami przykładać się do pracy nad dobrem ogólnem mieszkańców tej krainy i nigdy nie wyłamywać się z obowiązujących ich statutów.