Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy przewodniczący wstał ze swego miejsca i uroczystym głosem mówić zaczął:
— Witamy was na naszej ziemi. Cenimy wszyscy i podzielamy ożywiające was uczucia, i możemy mieć dla nich tylko uznanie. Dziękujemy losowi, który cudownym wprost sposobem dozwolił wam znaleźć schronienie tu, na wybrzeżu tej ziemi. Obdarzymy was wolnością, lecz musicie nam przysiądz, iż zachowacie niektóre warunki. Czy zgadzacie się na to?
Chwilę trwało milczenie, wreszcie Henryk odpowiedział:
— Zgadzamy się, o ile tylko zgodne to będzie z honorem i z obowiązkami naszemi, jako ludzi i obywateli swego kraju.
— Wysłuchajcie ich zatem — rzekł przewodniczący — a potem odpowiecie nam, czy możecie się na nie zgodzić. Ostrzegam was tylko, iż w razie, gdybyście nie zechcieli wyrazić swej zgody, pozbawieni zostaniecie wolności i w dalszym ciągu będziecie przebywać w zamknięciu...
— A więc i przysięgę naszą składać będziemy pod przymusem? — gorąco zawołał Henryk — a więc chcąc uzyskać wolność, musimy przyjąć warunki, jakie nam podacie, choćby jak najmniej zgadzały się z przekonaniami naszemi. Czyż to jest etyczne?
— Takie są prawa tutejsze i każdy, kto dostanie się na ziemię naszą, posłusznym im być musi.
— A w razie, gdyby kto złamał te prawa i nie dotrzymał przysięgi? — spytał spokojnie Wawrzon.
— Śmierć go czeka — odrzekł przewodniczący również spokojnie i zimno.