Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szem świetle elektrycznem, tylko że światło miało odcień czerwonawy.
Przez długą chwilę obydwaj przyjaciele stali, zdjęci podziwem i zachwytem.
Dopiero po jakimś czasie zwrócili uwagę na resztę szczegółów owej sali.
Pod jedną ze ścian znajdował się stół, przy którym siedziało pięć zamaskowanych postaci, ubranych podobnie, jak i ich przewodnik.
Lecz i stół ten nie był podobnym do stołów z drzewa i nie był, jak to zazwyczaj bywa, okryty suknem purpurowem lub zielonem. Nie. Stanowiła go olbrzymia płyta kamienna, a prócz ogromnej księgi nic więcej na nim się nie znajdowało.
Przewodnik Wawrzona i Henryka zbliżył się do postaci siedzących przy stole i nachyliwszy się ku nim, pocichu zaczął mówić. Mówił jednak tak, że niektóre pojedyńcze wyrazy doleciały do ich uszu.
Uśmiechnęli się. Toż język, którym porozumiewały się owe zagadkowe postacie, był im dobrze znany. To esperanto, język międzynarodowy, który dzięki łatwości swojej zdołał zdobyć sobie powodzenie na całym świecie i w krótkim stosunkowo czasie przyjął się wszędzie.
Wawrzon niegdyś, w czasie studjów uniwersyteckich, pragnąc nawiązać stosunki z uczonymi całego świata, uczył się go gorliwie. W tym samym celu robił to i Henryk na politechnice we Lwowie.
Ten uśmiech ich zwrócił uwagę przewodniczącego, który wnet przerwał rozmowę z towarzysza-