Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opuścił głowę na piersi i zamyślił się. Chwilę trwało milczenie, aż wreszcie począł mówić dalej:
— Wróciłem do Krakowa. Wróciłem rozgoryczony, zniechęcony do świata i do ludzi. Już zamierzałem starać się o posadę w któremkolwiek z gimnazjów, któraby zapewniła mi chleb, oraz ową przez wielu tak upragnioną karjerę, gdy naraz rozeszła się wieść, że w Paranie emigracyjny lud polski ginie dla ojczyzny, że wynarodowienie postępuje tam naprzód olbrzymiemi krokami, że potrzeba tam nauczycieli, którzyby utrwalali polskość, którzyby lud cały od zagłady uchronili. Na pierwszą wieść o tem porzuciłem wszelkie starania i, wiedząc, że służba dla ojczyzny jest pierwszą, zebrałem wszystkie fundusze i oto, jak widzisz, dążę na obczyznę, na służbę. —
— Lecz dlaczego jedziesz trzecią klasą? — zapytał Henryk — kiedy, jak mi mówiłeś, masz środki, przesłane do Rio de Janeiro?...
— Dlaczego? — odrzekł mu Wawrzon — a toż, ażeby poznać ten lud, dla którego chcę pracować, ażeby wyczuć potrzeby jego, ażeby zespolić się z nim pod każdym względem, jadę z tym ludem razem pod pokładem. Tam, do Parany, zajadę już jako swój, nie obcy! Oto dlatego jadę wraz z nimi trzecią klasą.
Henryk ze wzruszeniem uścisnął rękę przyjaciela, jakby dając poznać, że odczuwa i rozumie szlachetne jego intencje.
— Ale ty powiedz mi — rzekł Wawrzon — co ciebie pędzi tam, na krańce świata? Wszakżeż przed tobą droga do szczęścia stała otworem. Jesteś inżynierem...