Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorami tylko, gdy znaleźli się w swojej komnacie, szeptem zwierzali się z tego, co w ciągu dnia zauważyli, a co mogło być dla nich korzystnem. Czasami w tych naradach przyjmował udział i doktór Wicherski, który w zupełności przejął się ich zamiarami, a nawet z pewną niecierpliwością oczekiwał chwili ich spełnienia.
Ze zdobyciem zaufania władców wyspy sprawa szła dość opornie. Powoli jednak profesor Rockfoss obdarzać począł przychylnością Henryka, a za jego przykładem i inni kierownicy poszczególnych działów, do których Henryk nieraz zwracał się z prośbą o objaśnienie jakiego niezrozumiałego urządzenia lub mechanizmu.
To samo było i z Wawrzonem.
Najtrudniejsza sprawa była z przewodniczącym wyspy, mr. Nortonem. Suchy ten, zimny Amerykanin obojętnie traktował wszystko, przenikliwemi oczami mierząc zwracających się do niego z zapytaniami.
Powoli jednak nasi przyjaciele doszli do takiego stopnia zaufania, że dopuszczeni byli do udziału w naradach naukowych, posiedzeniach i ucztach.
Co do badania stosunków wewnętrznego urządzenia wyspy, to sprawa, na szczęście przedstawiała się znacznie łatwiej.
W krótkim przeciągu czasu poznali cały jej ustrój i system, który nią rządził.
Na wyspie tej, na pozór tak cudownej, znajdowały się trzy warstwy ludności: najliczniejsza — robotników, przeważnie kulisów chińskich i murzynów; druga, mniej liczna — dozorców, złożona przeważnie z Europejczyków; oraz trzecia, zło-