Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak ci się, doktorze, podoba projekt kolegi Wawrzona?
Doktór nic nie odrzekł.
— Widzę — ciągnął dalej Henryk — że aprobujesz go w duszy, a może nawet przystajesz! Pozostaje tylko kwestja wykonania. Czybyśmy tym statkiem podwodnym nie mogli podążyć do którego z najbliższych wybrzeży?
— Nie możemy — wyszeptał doktór — załoga ma rozkaz przybijania tylko do wybrzeży naszej wyspy. Do innych miejscowości może podążyć tylko na wyraźny rozkaz przewodniczącego.
— A więc i na tej, pełnej cudów wyspie, nie ufacie jeden drugiemu? — rzekł Wawrzon — obawiacie się, by ktośkolwiek, komu obrzydną te cuda, nie wyłamał się z pod nadzoru i nie umknął do starej, pogardzanej Europy! Trzeba jednak pomyśleć i znaleźć na to inny sposób. Przy twej pomocy, doktorze, znajdziemy go łatwo. Powiedz tylko, że zgadzasz się.
Chwilę trwało wahanie się doktora, wreszcie chym szeptem wybiegło z ust jego:
— Ha, więc zgadzam się!
Wawrzon i Henryk gorąco uścisnęli jego dłoń.
— Wracajmy więc do tej niby cudownej, a jednak tak strasznej wyspy. Cieszę się, że niedługą będzie teraz tu nasza niewola. Wspólnemi siłami potrafimy się z niej wydostać!
Na dany przez doktora znak łódź podwodna zawróciła i znów przepływać zaczęła około cmentarzyska okrętów.
W parę minut potem wylądowano na wyspie. Wszyscy pełni byli otuchy, że wkrótce znajdą się na wolności.