Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

on nauczycielem obecnie panującego sułtana i jest (co łatwo mu z twarzy wyczytać) zagorzałym muzułmaninem. Sidi-Bargas używa sławy bardziéj skromnéj, bo tylko sławy niepospolitego szachisty.
Na trzy dni przed naszym wyjazdem uliczkę, na którą wychodzi brama poselstwa, zalegały już tłumy ciekawych. Dziesięć wielbłądów, które miały zawieść do Fez. przed naszem przybyciem, pewną część zapasów wina, klękając jedne po drugich przed bramą zabrały na swe grzbiety przeznaczone dla nich brzemię, i ruszyły w drogę z oddziałem żołniérzy i służby. W domu, podczas tych trzech dni ostatnich, wzmógł się ruch, zwiększyła się praca. Do sług i żołnierzy poselstwa przyłączyła się służba, która z Fez przybyła. Co godzina niemal przywożono zapasy żywności. Dom wyglądał jak sklep i fabryka. Obawiano się przez chwilę, iż na dzień naznaczony do odjazdu nie zostaną ukończone wszystkie przygotowania. Lecz w niedzielę wieczorem, trzeciego maja już wszystko gotowe, wszystko powiadam, bo nawet i niezmiernie wysoki drzewiec trójbarwnéj chorągwi, która miała powiewać między namiotami; a w nocy powkładano pakunki na muły, które w poniedziałek zrana wyruszyły w drogę na kilka godzin przed nami, dlatego, abyśmy przybywając wieczorem na nocne leże, mogli już znaleść obóz gotowy.
Będę zawsze mile wspominał tych kilka chwil ostatnich, które przed wyjazdem spędziliśmy na dziedzińcu poselstwa.
Byliśmy wszyscy zebrani. W dniu uprzednim