Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodząc niespokojnym wzrokiem po tóm pustkowiu; byle nas tu nie spotkało co złego.
I po kilka razy pytał mnie, czy o lwach nie słychać w tych stronach. Już przeszło od dwu godzin jechaliśmy po tych szczytach samotnych, to w dół to pod górę, to tracąc siebie z oczu, to znowu się odnajdując pośród zarośli, i już zaczynaliśmy się obawiać, żeśmy drogę zmylili, gdy na raz z wiérzchołka pewnego wzgórza roztoczył się przed nami widok na wieże Arzilli i na cały brzeg morski, aż do góry przylądka Spartel, która, niebieska, wspaniała, rysowała się wyraźnie na przejrzystém tle nieba.