Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

1610, odebrane napo wrót przez Mulej-Izmaela w 1689, kwitnące jeszcze na początku naszego stulecia, dziś zamieszkałe przez czterotysięczną blisko ludność z maurów i żydów złożoną, wznosi się ono na pochyłości wzgórza, na lewo od ujścia rzeki Kus, tego Lixus starożytnych, które tworzy dlań port obszerny i bezpieczny lecz zamknięty ławą piaszczystą i wskutek tego niedostępny dla wielkich statków. W porcie gniją w wodzie zręby dwu małych statków kanonierskich, ostatnich, nędznych szczątków owéj floty, która niegdy przewiozła do Hiszpanii wojsko zdobywcze, i zmieniła postać całego europejskiego handlu. Na prawym brzegu rzeki pozostało nieco gruzów z rzymskiego miasta Lixus. Za wzgórzem ciągnie się las z drzew olbrzymich. Miasto nie ma w sobie nic godnego wzmianki, oprócz targowego placu, otoczonego małymi portykami wspartymi na kolumienkach z kamienia; ale widziane z portu, całkiem białe na ciemno zieloném tle wzgórza, opasane wysokimi murami z blankami ciemnéj wapiennej barwy, odzwierciadlające się w niebieskich wodach rzeki, pod tém niebem przejrzystém, przedstawia się ślicznie i powiedziałbym niemal smutnie pomimo żywości swych barw. Mówię smutnie, bo choć nie wiem czy na wszystkich czyni to samo wrażenie, mnie przynajmniej widok tego pięknego miasta, tak samotnego i cichego na tém dzikiem wybrzeżu, przed tym portem pustym, nad tém morzem olbrzymiém, przejmuje jakąś dziwną litością.