Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ołowianéj barwy. Nie znając Sahary, zdało mi się jednak, iż czasami musi tak wyglądać, i właśnie myśl moją miałem wypowiedzieć, gdy Ussi. który był w Egipcie, zatrzymując się nagle, zawołał ze zdziwieniem:
— Patrzcie! to jest pustynia!
Po czterogodzinnéj jeździe stanęliśmy nad brzegiem Sebu, gdzie dwudziestu Beni-Hassenów na koniach pod dowództwem chłopca dwunastoletniego, syna gubernatora Sid-Abd-Alla, pośpieszyło na nasze spotkanie, witając nas zwykłymi okrzykami i wystrzałami.
Z wielkim pośpiechem wybrano miejsce na obóz, rozpięto namioty na ziemi nagiéj, spieczonéj, poprzerzynanéj głębokimi rozpadlinami. Zjedliśmy naprędce śniadanie, i każdy ukrył się w swoim domku płóciennym.