Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




∗             ∗

Na ulicach Fezu spotykam tylu murzynów, iż czasami zdaje mi się, że jestem w jakiémś mieście Sudanu, że pomiędzy mną a Europą rozciągają się obszary niezmierzone Sahary. W istocie, głównie z Sudanu przybywa tu co rok do trzech tysięcy murzynów, z których wielu, jak zapewniają, wkrótce umiera z tęsknoty za krajem. Po największéj części wywożą ich z ojczyzny w wieku lat ośmiu albo dziesięciu. Handlarze niewolników, przed wystawieniem ich na sprzedaż, tuczą ich gałkami z kuskussu, starają się wyleczyć ich z owéj tęsknoty za krajem za pomocą muzyki i uczą ich kilku arabskich wyrazów; wszystko to służy do zwiększenia ich ceny, która jest taką mniéj więcéj, iż za chłopca płaci się franków trzydzieści, za dziewczynkę sześćdziesiąt, około cztérechset za szesznasto lub ośmastoletnią dziewczynę piękną, która umié mówić po arabsku, i która jeszcze dzieci nie miała: a pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt za