Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cieczki i od najwyższéj odwagi, która na szał dziki zakrawa do przestrachu, do tchórzostwa bez granic. Żyją jeszcze w Marokko tacy maurowie, którzy z przerażenia dostali pomieszania zmysłów podczas bitwy pod Isli; a znanym powszechnie jest ów fakt, iż sułtan Abd-er-Rahman na odgłos piérwszych strzałów armatnich marszałka Bugeaud, zawołał: Konia! konia! dajcie mi mego konia! i skoczywszy na siodło uciekł jak tchórz ostatni, zostawiając na polu bitwy swoich grajków, swych wróżbitów, swoje psy myśliwskie, świętą chorągiew, parasol sułtański i herbatę, którą wrzącą jeszcze znaleźli francuscy żołniérze.